Urlop na Sycylii - Trapani

by - 13 września



Już na samym początku roku zaczęliśmy planować wakacje. Nasza lista miejsc do odwiedzenia jest długa, ale jednogłośnie zdecydowalismy, że chcemy odwiedzić Włochy. Początkowo planowaliśmy wycieczkę objazdową Rzym, Wenecja, Mediolan, ale stwierdziliśmy, że dużą część czasu spędzimy w samochodzie czy autobusie, a tego nie chcieliśmy. Szukaliśmy miejsca, gdzie można jednocześnie odpocząć leżąc na plaży i wygrzewając się na słońcu, jak i pozwiedzać, zjeść pyszne jedzenie i napić się wina. Nasz wybór padł na Sycylię, która dotychczas kojarzyła mi się z mafią lub lodami (gelato). Teraz kojarzy mi się o wiele przyjemniej, wręcz bajecznie i muszę przyznać, że Sycylia spełniła nasze oczekiwania wakacyjne i nas zachwyciła.



Spędziliśmy 7 nocy w Trapani – w niewielkim miasteczku na północnym zachodzie Sycylii. Miasteczko było dotychczas mało odwiedzane przez polskich turystów, dopóki Ryanair nie wprowadził bezpośrednich połączeń z Krakowa i Warszawy. Znacznie częściej wybieranym miastem sycylijskim było Palermo, o którym opowiem niebawem.

Trapani zamieszkuje niecałe 70 tys. osób, ale jest to miasteczko dość rozległe. Jest położone nad Morzem Tyrreńskim oraz Śródziemnym. Z jednej strony wybrzeża (Morze Tyrreńskie) znajdują się plaże, natomiast z drugiej (na Morzu Śródziemnym) port. Wody mórz się mieszają, co jest niesamowite. Udało nam się odkryć miejsce, na samym cyplu, gdzie zaciera się granica pomiędzy morzami.

Miejsce, gdzie łączą się wody mórz (za budynkiem)


Morze Tyrreńskie




Port na Morzu Śródziemnym
W tej części miasta, gdzie łączą się wody mórz, znajduje się jego serce, śródmieście, pełne klimatycznych uliczek i kamienic. W każdym oknie obowiązkowo okiennice, a na balkonach zielone rośliny w ceglastych glinianych donicach.
















W Trapani ludzie wiodą zupełnie inne życie – nie ma tam wielkich firm, korporacji. Oprócz piekarni, restauracji i małych sklepików, a przede wszystkim rybołówstwa czy usług turystycznych, próżno tam szukać zatrudnienia. Porankami Włosi (głównie mężczyźni dużymi grupami) spotykają się na wspólnych śniadaniach i kawie, dyskutując zawzięcie i żywo, o sprawach zapewne bardzo ważnych. Po południu (po godzinie 13) miasto zamiera. Zmniejsza się ruch samochodowy, sklepy i piekarnie są zamykane. Jest święty czas sjesty, kiedy nawet psy śpią na ulicach i nie mają siły się podnieść. Życie nabiera barw wieczorem, po godzinie 19, kiedy to otwierają się restauracje. Na ulicach panuje gwar, Włoszki pięknie ubrane i umalowane oraz przystojni Włosi spożywają kolacje w dużym gronie, jakby codziennie była to wieczerza wigilijna. Nie wolno zapomnieć o winie! Na uliczkach Trapani znajdują się sklepiki z winem, gdzie można kupić butelkę, degustować wino w kieliszkach albo napełnić butelkę winem prosto z beczki. Zresztą w każdej restauracji, na honorowym miejscu znajduje się regał z winami, napojem świętym i obowiązkowym na Sycylii.









Naszym z kolei obowiązkiem codziennym były lody (gelato). Mimo, że lody są mi obojętne i nie jem ich zbyt często, to na Sycylii nie skończyliśmy dnia bez pistacjowych gelato, które były w absolutnie każdej gelaterii. Dzień zazwyczaj kończyliśmy spacerem nad morze, które było piękne ale i zatrważające za razem. Ogrom morza, jego barwa, szum fal, ciemna otchłań w nocy zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Poczułam się taka mała i bezradna w porównaniu do tego wielkiego żywiołu.



Sycylia kojarzyła mi się zawsze z upałem, gorącem. Jednak gdy my spędzaliśmy tam urlop, urlop stamtąd zawędrował chyba do Polski. W Trapani było ciepło, ale nad morzem wietrznie, często było zachmurzone. W Palermo nawet jednego dnia padał deszcz. Nie trafiliśmy zatem na upalną pogodę na Sycylii, co jednak było zdradzieckie, gdyż dosięgły nas promienie słońca i otuliły, szczególnie nasze nogi, i to aż za mocno ;)

Z pozdrowieniami,
Ola

Zobacz również

0 komentarzy

Dziękuję za Twoją opinię!