Już na samym początku roku
zaczęliśmy planować wakacje. Nasza lista miejsc do odwiedzenia jest długa, ale
jednogłośnie zdecydowalismy, że chcemy odwiedzić Włochy. Początkowo
planowaliśmy wycieczkę objazdową Rzym, Wenecja, Mediolan, ale stwierdziliśmy,
że dużą część czasu spędzimy w samochodzie czy autobusie, a tego nie
chcieliśmy. Szukaliśmy miejsca, gdzie można jednocześnie odpocząć leżąc na
plaży i wygrzewając się na słońcu, jak i pozwiedzać, zjeść pyszne jedzenie i
napić się wina. Nasz wybór padł na Sycylię, która dotychczas kojarzyła mi się z
mafią lub lodami (gelato). Teraz kojarzy mi się o wiele przyjemniej, wręcz
bajecznie i muszę przyznać, że Sycylia spełniła nasze oczekiwania wakacyjne i
nas zachwyciła.
Spędziliśmy 7 nocy w Trapani – w niewielkim
miasteczku na północnym zachodzie Sycylii. Miasteczko było dotychczas mało
odwiedzane przez polskich turystów, dopóki Ryanair nie wprowadził bezpośrednich
połączeń z Krakowa i Warszawy. Znacznie częściej wybieranym miastem sycylijskim
było Palermo, o którym opowiem niebawem.
Trapani zamieszkuje niecałe 70
tys. osób, ale jest to miasteczko dość rozległe. Jest położone nad Morzem Tyrreńskim
oraz Śródziemnym. Z jednej strony wybrzeża (Morze Tyrreńskie) znajdują się
plaże, natomiast z drugiej (na Morzu Śródziemnym) port. Wody mórz się mieszają,
co jest niesamowite. Udało nam się odkryć miejsce, na samym cyplu, gdzie
zaciera się granica pomiędzy morzami.
![]() |
Miejsce, gdzie łączą się wody mórz (za budynkiem) |
![]() |
Morze Tyrreńskie |
![]() |
Port na Morzu Śródziemnym |
W tej części miasta, gdzie łączą się wody mórz, znajduje się jego
serce, śródmieście, pełne klimatycznych uliczek i kamienic. W każdym oknie
obowiązkowo okiennice, a na balkonach zielone rośliny w ceglastych glinianych
donicach.
W Trapani ludzie wiodą zupełnie
inne życie – nie ma tam wielkich firm, korporacji. Oprócz piekarni, restauracji
i małych sklepików, a przede wszystkim rybołówstwa czy usług turystycznych,
próżno tam szukać zatrudnienia. Porankami Włosi (głównie mężczyźni dużymi
grupami) spotykają się na wspólnych śniadaniach i kawie, dyskutując zawzięcie i
żywo, o sprawach zapewne bardzo ważnych. Po południu (po godzinie 13) miasto
zamiera. Zmniejsza się ruch samochodowy, sklepy i piekarnie są zamykane. Jest
święty czas sjesty, kiedy nawet psy śpią na ulicach i nie mają siły się
podnieść. Życie nabiera barw wieczorem, po godzinie 19, kiedy to otwierają się
restauracje. Na ulicach panuje gwar, Włoszki pięknie ubrane i umalowane oraz
przystojni Włosi spożywają kolacje w dużym gronie, jakby codziennie była to
wieczerza wigilijna. Nie wolno zapomnieć o winie! Na uliczkach Trapani znajdują
się sklepiki z winem, gdzie można kupić butelkę, degustować wino w kieliszkach
albo napełnić butelkę winem prosto z beczki. Zresztą w każdej restauracji, na
honorowym miejscu znajduje się regał z winami, napojem świętym i obowiązkowym
na Sycylii.
Naszym z kolei obowiązkiem
codziennym były lody (gelato). Mimo, że lody są mi obojętne i nie jem ich zbyt
często, to na Sycylii nie skończyliśmy dnia bez pistacjowych gelato, które były
w absolutnie każdej gelaterii. Dzień zazwyczaj kończyliśmy spacerem nad morze, które
było piękne ale i zatrważające za razem. Ogrom morza, jego barwa, szum fal,
ciemna otchłań w nocy zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Poczułam się taka mała
i bezradna w porównaniu do tego wielkiego żywiołu.
Sycylia kojarzyła mi się zawsze z
upałem, gorącem. Jednak gdy my spędzaliśmy tam urlop, urlop stamtąd zawędrował
chyba do Polski. W Trapani było ciepło, ale nad morzem wietrznie, często było
zachmurzone. W Palermo nawet jednego dnia padał deszcz. Nie trafiliśmy zatem na
upalną pogodę na Sycylii, co jednak było zdradzieckie, gdyż dosięgły nas promienie
słońca i otuliły, szczególnie nasze nogi, i to aż za mocno ;)
Z pozdrowieniami,
Ola
0 komentarzy
Dziękuję za Twoją opinię!