Podsumowanie stycznia

by - 04 lutego




Dopiero świętowaliśmy powitanie Nowego Roku przy lampce szampana, a tutaj witać należy już miesiąc kolejny :)

Opowiem nieco o poprzednim, by zupełnie nie zapomnieć tych dni, które prysnęły w szaleńczym tempie!


Mój styczeń niewątpliwie był inny niż ostatnie miesiące. Bardziej intensywny, ale i aktywny, działo się bowiem sporo. Udało mi się zrealizować jedno z postanowień noworocznych (o których pisałam tutaj), kolejne wciąż realizuję. Styczeń był powrotem do zdrowych nawyków żywieniowych (dużo warzyw, koktajli owocowo- warzywnych, mało jedzenia na mieście). Chociaż nie powiem, zdarzały się sporadyczne wizyty w ulubionych miejscach – Boscaiola w Krakowie serwująca dania kuchni włoskiej (uwielbiam!) oraz Restauracja Hacienda Pancho Villa (meksykańska kuchnia z kolei) w Toruniu, o której pisałam tutaj. W końcu udało się zaciągnąć Arkadiusza do bajecznego Torunia!





Oprócz Torunia, odwiedziłam jeszcze Zamość (zgodnie z kolejnym postanowieniem – częstsze odwiedzanie i spotykanie się z Tymi, których kocham). 




Najczęściej serwowanym obiadem było u nas spaghetti z pesto z suszonych pomidorów, znalezione w książce Marty (Jadłonomia). To chyba najpyszniejsze danie przyrządzone w najkrótszym możliwym czasie (czekamy tylko na ugotowanie makaronu). W oryginalnym przepisie makaron zastępowała pokrojona w cieniutkie paski cukinia, ja jednak w ramach oszczędności czasowej wybierałam kukurydziany makaron spaghetti. W międzyczasie garść pestek dyni lub słonecznika prażymy na suchej patelni, potem blendujemy z kilkoma suszonymi pomidorami. Kto by pomyślał, że tak proste danie będzie tak pyszne?


W styczniu udało mi się przeczytać dwie świetne biografie – Maryli Rodowicz i Anny Jantar. Dowiedziałam się wiele o tych paniach, których nazwiska znałam, ale nic więcej nie potrafiłam za bardzo o nich powiedzieć. Poznałam też nieco historii PRLu, jak wówczas można było się „wybić” z branży, jak w ogóle rozpocząć karierę. Udało mi się również przeczytać „Smak szczęścia” Agnieszki Maciąg, poprzedniczkę „Smaku Świąt”, o której pisałam tutaj.

Zima na plantach mistrzejowickich



Filmem, który nieźle mną wstrząsnął w styczniu (i najbardziej zapadł mi w pamięci) był „Pokój” (Room). Nie chcę za wiele komentować, szczerze polecam go obejrzeć. To nie jest typ filmu, który się ogląda dla przyjemności, ale porusza temat trudny i niestety dość często spotykany. Uważam, że po prostu trzeba obejrzeć :)


Ale jak to możliwe, że Spectre nie dostał nawet nominacji do kategorii najlepszego filmu, nie mówiąc już nawet Craigu w kategorii najlepszego aktora?



Mam nadzieję, że Wasz styczeń minął równie przyjemnie!


Z pozdrowieniami,
Ola

Zobacz również

0 komentarzy

Dziękuję za Twoją opinię!